Relacja z zimowiska - My się zimy(mrozu) nie boimy

2 lutego 2012 / ks. Sławomir Tupaj

Długo wyczekiwany wyjazd do Bielska Białej nastąpił w niedzielne popołudnie 29.01. Z rybnickiego dworca kolejowego wyruszyliśmy pociągiem do Bielska. W Bielsko Białej przywitał nas siarczysty mróz. Zdając się całkowicie na niezawodny Gps Karola, dotarliśmy do naszej bazy: schroniska PTSM-u, o wdzięcznej nazwie: „Bolek i Lolek”. W recepcji czekała już na nas pani, która z wrodzoną bodajże pasją urzędnika, przystąpiła do formalności związanych z naszym zakwaterowaniem. Pokój VIP-a otrzymała Natalia, (była bowiem ona jedyną przedstawicielką płci pięknej), a płeć brzydka zajęła pokoje 4 lub 3 osobowe.

My się zimy (mrozu) nie boimy!!!

Poniedziałek 30.01.12

Nasz pierwszy pełny dzień pobytu rozpoczęliśmy od Eucharystii. O godz. 10.00 - opuściliśmy schronisko i linią nr 8 bielskiego MZK podjechaliśmy pod Szyndzielnię. Jak przystało na niedzielnych, tzn: jeszcze nie wprawionych turystów J  postanowiliśmy skorzystać z usług kolejki gondolowej, która zawiozła nas pod szczyt Szyndzielni. Pnąc się w górę, mogliśmy podziwiać piękno Beskidu Śląskiego ubranego w zimowe szaty. Kiedy wyszliśmy z wagoników przed naszymi oczami pojawił się przepiękny zimowy krajobraz, ktoś z nas  powiedział: „jak w Narnii”. Te chwile staraliśmy się uchwycić w obiektywie. Zachwycając się zimowym pejzażem, doszliśmy do Szyndzielni.  Tu chwila odpoczynku. I ciąg dalszy naszego zimowego wędrowania, tym razem na Klimczok. Zanim jednak staliśmy się pogromcami kolejnego beskidzkiego szczytu, postanowiliśmy zregenerować nasze siły w schronisku. Po 30 minutowej przerwie ruszyliśmy na Klimczok. Piszący te słowa, poprowadził swoją grupą „hardcorową” trasą (obawiając się zderzenia z  narciarzami)… i poszliśmy wzdłuż wyciągu, jego lewą stroną (podobno na początku była informacja, że należy iść prawą stroną stoku). A co tam... Zalegający śnieg, znacznie utrudniał wędrówkę. Jakby nie było: Klimczok padł, choć sami przy jego zdobywaniu jedni byli padnięci, a niektórzy nawet zapadnięci po pas śniegu. Decyzja: idziemy dalej,  w kierunku Błatniej. Jak się okazało jednak, będąc już niedaleko od szczytu, musieliśmy zrezygnować, aby przed 17.00 być już na Szyndzielni (mieliśmy opłacony wjazd i wyjazd). Decyzja powrotu okazała się słuszna, bo niektórych opuszczały już siły.  To niebywałe, jak góry wiele mogą o nas powiedziedzieć. Zziębnięci z przyjemnością wsiadamy do wagoników kolejki i opuszczamy Szyndzielnię.  Na dole czekał już nas autobus. Zmęczeni ale radośni wróciliśmy do naszego Bolka i Lolka. Każdy z nas marzył o ciepłym prysznicu, i gorącej herbatce. Wieczorem spotkaliśmy się na krótkiej konferencji dotyczącej pracy nad sobą. I zakończyliśmy ten dzień pełen wrażeń i wysiłków krótką modlitwą, po czym udaliśmy się na spoczynek.

 

Wtorek 31.01.12

Początkowo miał to być dzień kultury w Bielsku. Był zamiar, aby zwiedzić zamek, katedrę.  Jednak plany – ku uciesze jednych, a rozpaczy drugich zostały zmienione. Po porannej Mszy świętej obwieściłem moim podopiecznym, że jednak idziemy w góry. Po śniadaniu,  wyruszyliśmy na przystanek. Zakupiliśmy bilety i znowu skorzystaliśmy z usług bielskiego MZK-a. Nasz kolejny dzień wędrowania rozpoczęliśmy od kościoła MB. Pocieszenia na Straconce, u podnóża którego znajduje się początek zielonego szlaku, który prowadzi na Magurę Wilkowicką –cel naszej wyprawy.  Na początku tylko asfalt, wreszcie wchodzimy w las, zaczyna robić się stromo.  Każdy idzie swoim tempem. W końcu docieramy do schroniska i na szczyt… Poziom obsługi, pozostawia wiele do życzenia- ale psstt nie narzekamy. W schronisku oczywiście gorąca herbata, posiłek. W drodze powrotnej obchodzimy jeszcze Magurę Wilkowicką, starając się w rozpościerającej się panoramie odnaleźć znane nam beskidzkie szczyty jak: Skrzyczne, Babia Góra, Pilsko.. Schodzenie było znacznie przyjemniejsze. Bo większość postanowiła tu i ówdzie zjeżdżać na swoich szlachetnych literach. Nasz kolejny dzień pobytu w Bielsku, zakończyliśmy w kinie Helios, udając się na projekcję pewnego katastroficznego filmu. Można powiedzieć była to, jak sam tytuł filmu sugerował  nasza „najczarniejsza godzina” naszego zimowiska J 

 

Środa 01.02.2012

I oto nastał dzień naszego wyjazdu. Rankiem jak zawsze Eucharystia, potem śniadanie. Pakowanie. Nasz ostatni dzień pobytu postanowiliśmy zakończyć w pizzerii Da Grasso. Po  16.00 dojechaliśmy szczęśliwie do Rybnika.