Patron ministrantów

2010-01-10, 00:00

ŚWIĘTY TARSYCJUSZ

(wspomnienie 21 listopada)

Św. TarsycjuszŚwięty Tarsycjuszu,
Patronie i wzorze nasz.
Ty niosłeś Jezusa na sercu i w sercu
jako największy swój skarb.
Cześć i miłość Jezusa
Promieniowały z Twojego oblicza
i dla Niego oddałeś radośnie
swe młode życie.
I my chcemy nosić Jezusa
w swym sercu.
Chcemy ze czcią i miłością
chodzić wokół Jego ołtarza.
Chcemy nieść Jezusa
do domu, do szkoły i wszędzie
przez dobry przykład.
Pomóż nam i spraw,
abyśmy całym życiem
tylko Jemu służyli
i do Niego należeli.
Amen.

Święty Tarsycjusz miał być akolitą Kościoła Rzymskiego. Jest to jedno ze święceń niższych, które daje prawo klerykom Kościoła Rzymsko-Katolickiego usługiwania do Mszy świętej – a więc do zaszczytnej funkcji, którą obecnie pełnią ministranci. Nie znamy bliżej daty jego śmierci. Przypuszcza się, że św. Tarsycjusz poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Decjusza (lata 249-251 po narodzeniu Chrystusa). Było to jedno z najkrwawszych prześladowań. Chrześcijanie chętnie ginęli za Chrystusa, ale ich największym pragnieniem było, by mogli na drogę do wieczności posilić się Chlebem Eucharystii. Zanoszono im przeto potajemnie Komunię św. do więzień. Gorliwością w obsługiwaniu świętych męczenników wyróżniał się św. Tarsycjusz. Dnia pewnego, kiedy jak zwykle niósł na sercu Wiatyk do więzienia, napotkał swoich rówieśników, bawiących się na jednym z licznych placów rzymskich. Pogańscy chłopcy zaczęli wołać Tarsycjusza, by się do nich przyłączył. On zaczął uciekać przed nimi. Zaczęli go gonić. Kiedy zaś spostrzegli, że coś przyciska do piersi, chcieli zobaczyć co niesie i siłą mu to wydrzeć. Bohaterski chłopiec bronił swego skarbu. Wówczas zgraja przewróciła go na ziemię, zaczęli go kopać i bić, rzucać nań kamieniami. Dopiero przypadkowo przechodzący żołnierz, także chrześcijanin, miał chłopca uwolnić i bandę rozegnać. Zaniósł Tarsycjusza do domu, gdzie ten niebawem zmarł. Najświętszy Sakrament ze czcią odniesiono do kapłana katolickiego. Ciało Świętego zostało pogrzebane na cmentarzu św. Kaliksta obok szczątków papieża św. Stefana I, który w kilka lat po nim poniósł śmierć męczeńską (257 r.). Papież św. Damazy I męczeństwo św. Tarsycjusza opisał wierszem. W 1675 roku relikwie Świętego przeniesiono z Rzymu do Neapolu, gdzie spoczywają w bazylice św. Dominika w osobnej kaplicy. W tymże ołtarzu znajduje się krzyż, z którego Pan Jezus miał przemówić do św. Tomasza z Akwinu: "Dobrze o Mnie napisałeś, Tomaszu. Jaką nagrodę chcesz za to otrzymać?" Na to miał odpowiedzieć św. Tomasz: "Chcę tylko Ciebie, Panie, i nic więcej!" Trumienka z częścią relikwii św. Tarsycjusza jest także w salezjańskim kolegium w Rzymie przy Via Appia Antica. We Włoszech Święty nasz cieszy się czcią szczególną jako patron kółek eucharystycznych, czy tak zwanych "Kółek małego kleru". Święty był także na początku naszego wieku patronem kandydatów do Włoskiej Młodzieży Akcji Katolickiej. W Polsce jest on znany przede wszystkim jako patron ministrantów. W 1939 roku architekt Rossi wystawił ku czci św. Tarsycjusza w Rzymie piękną świątynię. W słynnym na cały świat muzeum w Luwrze można podziwiać przepiękną rzeźbę, przedstawiającą świętego młodzieńca w chwili jego męczeńskiej śmierci, dzieło A. Falguiere. Jednak najszczególniejsze nabożeństwo do św. Tarsycjusza miał głośny kardynał angielski, Wiseman, który Świętemu poswięcił osobny utwór poetycki: "Fabiola", napisany w 1855 roku.

Oto fragment tego utworu, mówiący o najchwalebniejszym dniu z życia św. Tarsycjusza:

Więzienie, w którym przebywali chrześcijanie kontrastowało z hałasem ulicy. Panował w nim jakiś dziwny pokój i duchowe uniesienie. (...) Gdy prześladowcy przygotowywali swoim ofiarom ucztę z potraw, Matka-Kościół przygotowywał Ucztę o wiele bardziej obfitą, przeznaczoną dla dusz swoich synów. (...) Kiedy konsekrowany Chleb był już gotowy, kapłan odwrócił się od ołtarza, aby przyjrzeć się lepiej, komu mógłby Go powierzyć. Zanim jeszcze ktokolwiek zdążył się zaofiarować, młody akolita Tarsycjusz stanął na przedzie. - Jesteś zbyt młody – powiedział kapłan. - Ojcze – odparł Tarsycjusz – młodość będzie dla mnie najlepszą ochroną. Wziął z ołtarza Ciało Chrystusa, owinął Je najpierw starannie w lniane płótno , następnie raz jeszcze w inny kawałek materiału i kładąc Tarsycjuszowi na ręce rzekł: - Pamiętaj, jaki skarb składam w twe ręce. W czasie drogi unikaj tłumu i pamiętaj, że rzeczy świętych nie daje się na posiłek psom, ani pereł nie rzuca się przed świnie. - Nie zawiodę, raczej umrę – odpowiedział dzielny młodzieniec. Unikał zarówno tłumnego rynku, jak i wyludnionych ulic. Przejęty świętym obowiązkiem dotarł właśnie na podwórze, gdzie chłopcy, którzy wyszli ze szkoły, przygotowywali się do gry. - Co za niespodzianka! Tarsycjuszu! Chodź, właśnie brakuje nam jednego do gry, zawsze byłeś w niej dobry. - Teraz nie mogę, naprawdę, mam pilną sprawę – rzucił Tarsycjusz, starając się ominąć gromadę. - No więc cię przymusimy – odparł najstarszy z grupy, wyrośnięte chłopaczysko, nie znoszące żadnego sprzeciwu. Natychmiast też zastąpił drogę Tarsycjuszowi. - Stawaj do gry, słyszałeś! – rozkazał groźnie. - Błagam was, pozwólcie mi odejść. - Nie ma mowy – odparł tamten. – I powiedz nam jeszcze, co tam z taką pieczą chowasz na piersi? Może jakiś ważny list? Nic wielkiego się nie stanie, jeśli ktoś go otrzyma trochę później! Daj mi go, schowamy go w bezpieczne miejsce, odbierzesz po skończonej grze. – powiedział chłopiec, wyciągając ręce, aby zabrać świętą przesyłkę. - Nie, nie. – zawołał Tarsycjusz. - No, co tam masz, zobaczmy ten skarb! – ciągnął tamten, dobierając się coraz natarczywiej do przesyłki ukrytej na piersiach. Bez płaczu, bez krzyków bólu, znosił jego pięści i szarpanie. - Co się dzieje, co on tam ma – wołał w tym czasie tłum gapiów. - Nie wiecie? – zawołał jeden z nich. – Ten chrześcijański osioł ciągnie z sobą swoje Tajemnice! Więcej nie było już potrzeba. Ciekawość pogan, także i tych dorosłych, aby zobaczyć i znieważyć Tajemnicę chrześcijan, obudziły w tłumie dzikie pragnienie. - Nigdy, nigdy, dopóki żyję! – wołał maltretowany. Z omdlałych ramion, ktoś już, już, zdawał się wyrwać zawiniętą w płótno Komunię św., gdy nagle, dosłownie w mgnieniu oka, potężne ramiona atletycznego centuriona rozpędziły napastników. Gdy na podwórzu nie było już nikogo, znajomy centurion pochylił się nad młodzieńcem: - Tarsycjuszu, boli mocno? - Centurionie – chłopak otworzył oczy – mam tu przy sobie Najświętsze Ciało, weź je pod swoją opiekę! (...) Czcigodny Dionizy, nie mogąc powstrzymać wzruszenia, rozwierał powoli skostniałe ręce Tarsycjusza, aby wyjąć ukryty na piersiach Najświętszy Sakrament. Potem centurion zaniósł jego ciało na cmentarz Kaliksta (...).

tłum. Ks. Arkadiusz Nocoń