Kolejny Kapłan z naszej wspólnoty parafialnej

28 maja 2011 / ks. Sławomir Tupaj

Czternastego maja nasz parafianin ks. Paweł Rylski przyjął święcenia kapłańskie. Jako wspólnota grup dziecięco - młodzieżowych, z których przecież wyszedł nasz drogi Neoprezbiter, życzymy Mu Bożego błogosławieństwa, apostolskiej gorliwości a nade wszystko wielkiej miłości względem Boga i ludzi, do których jako kapłan zostanie posłany. Poniżej zamieszczamy garść świadectw o ks. Pawle. W galerii zaś kilka zdjęć, pięknie ilustrujące dorastanie (zarówno to fizyczne jak i duchowe) naszego Parafianina.

Znam Pawła od szkoły podstawowej, ale tak naprawdę poznałam go na oazie, gdy oboje byliśmy animatorami. „Facet z gitarą” – tak w skrócie można go określić. Odkąd pamiętam, zawsze był pewny tego w co wierzył, bardzo uparty i w pełni profesjonalny czegokolwiek się podjął. Nigdy nie bał się powiedzieć, że coś jest źle, lub że coś mu się nie podoba. Był i jest do dziś bardzo otwarty na nowe znajomości. Można na niego liczyć w każdej sytuacji. Dusza towarzystwa, wesoły, wygłupiający się i ciągle żartujący. Gdy przychodził do kogoś, zwykle chciał do picia „wodę z cukrem”. Wiele godzin spędziliśmy stojąc przed moim domem i omawiając tysiące ważnych i średnio ważnych spraw. Zawsze trudno było się rozejść. Skromny. Kiedyś pojechaliśmy z animatorami na lodowisko w Pszowie. Paweł jak tylko założył łyżwy zaczął śmigać jak zawodowiec. Nikomu nic nie powiedział a okazało się, że w dzieciństwie lodowisko w Boguszowicach było jego drugim domem. Dziś jest dla mnie i mojej rodziny przyjacielem i całkiem dobrym wujkiem. Życzymy Ci Pawle szczęśliwych dni z Jezusem i ludźmi, do których Cię pośle.

Dominika

O Pawle kilka słów to może być trudne... Pawła poznałam na zimowisku, później widywałam w Boguszowicach. Odbierałam go jako zarozumiałego, pewnego siebie człowieczka i właściwie go nie lubiłam. Nasze drogi zeszły się ponownie na oazie. Ale tego szalonego człowieka polubiłam dopiero na kolejnym zimowym wyjeździe. Z zimowisk pamiętam Pawła jako nastolatka beztrosko rzucającego Snieżkami, utopionego po pas w śniegu, w pustej fontannie żeby umyć koleżankę. I śmigającego na nartach tak, że było widać tylko jego wełnianą, szarą czapę z bąblem na długim sznurku.) przemieszczającym się szybko po stoku. Na oazie byliśmy w tej samej grupy formacyjnej, jeździliśmy na rekolekcje. Mieliśmy wspólne grono znajomych. Spotykaliśmy się więc na urodzinach, sylwestrach, kolędowych spotkaniach u Madzi. Niepoprawny optymista ze specyficznym poczuciem humoru. Jechaliśmy kiedyś na rekolekcje. Cztero lub pięcioosobową grupą, na dworcu śpiewaliśmy oazowe piosenki, tańczyliśmy jakieś pląsy. W pociągu koleżanka poprosiła Pawła, by zagrał na gitarze. Paweł zapytał co i w odpowiedzi usłyszał, ze obojętnie. Zagrał nam wtedy modlitwę przed posiłkiem i na chóralny nasz okrzyk Paweł!!!!!!!!! Odpowiedział z przekąsem i rogalem na twarzy: chcieliście „coś”. Oczy m u się oczywiście śmiały. Gitara towarzyszyła Pawłowi na co dzień , nazywał ją przecież swoją żoną. Przy okazji spotkań poza oazą bawiliśmy się w mafię i kalambury. Pamiętam też długie i poważne rozmowy o końcu świata. We wspólnocie Paweł posługiwał jako animator muzyczny. Bardzo poważnie podchodził do szkoły śpiewu (czasem nas zamęczał chacha) i dbał o piękny nasz śpiew podczas Eucharystii. Paweł był bardzo zaangażowany w życie wspólnoty, kochał Pana Boga i myślę, że oazę też. Jak mu na czymś zależało, to walczył o to jak lew. Formowaliśmy się, rozmawialiśmy o oazie, szukaliśmy rozwiązań, zmienialiśmy ja i zmienialiśmy siebie. Osobiście doświadczyłam tego, że Paweł nigdy nie nazywał się przyjacielem ale zawsze nim był. Widujemy się nieco rzadziej. Ale chyba chętnie odwiedza naszą rodzinę i cieszymy się ze spotkań z nim. Życzymy Ci Pawle cudownej przyjaźni z Chrystusem.

Iza

Paweł – uśmiech i dobry humor, otwartość i życzliwość wobec innych, spokój i wywarzenie., zdrowy rozsądek, odwaga w myśleniu i ciepło w oczach, które często rozjaśniało trudne dni.

Magda

P awła poznałam kiedy zaczęłam chodzić jako nastolatka na Oazę. Naszym opiekunem był wówczas Ksiądz Krystian Kukowka. Jeździliśmy z Księdzem Krystianem na rekolekcje, jako diakonia muzyczna. Paweł świetnie grał na gitarze. Potem z kilkoma osobami założyliśmy zespół religijny, który nazywał się „Promyk Nadziei”. Paweł oczywiście był gitarzystą. To były piękne czasy i choć byliśmy młodzi nasze serca przepełniała żarliwa wiara. Paweł był dobrym kolegą. Ja jestem typową humanistką i przyznaję miałam problemy z matematyką. Paweł często mi pomagał i nigdy nie tracił cierpliwości i wiary w to, że w końcu coś „wbije” mi do głowy. Paweł zawsze był perfekcjonistą i myślę, że tak pozostało do dziś. Gdy we wspólnocie był do zrealizowania jakiś projekt Paweł nigdy nie odmawiał i zawsze angażował się w stu procentach. Podziwiałam w nim to, że potrafił się cieszyć z małych rzeczy i spoglądał na świat z wielkim optymizmem. Gdy zobaczył, że ktoś jest smutny próbował pocieszyć i znaleźć dobre słowo. Pamiętam jak kiedyś miałam zły dzień, wracaliśmy grupką z Oazy. Paweł skakał przez kałuże a ja nie mogłam zrozumieć, że potrafił się cieszyć z niczego. Przekonywał mnie wtedy, że nadzieja jest bardzo ważna i nawet jeśli zostanie zawiedziona to dopóki ona jest, trzeba się cieszyć. Bardzo się cieszę, że będziemy mieć takiego wspaniałego Kapłana. Myślę, że dzięki swojej silnej wierze i optymizmowi uczyni wiele dobra dla ludzi, których Bóg postawi mu na drodze.

Agnieszka

Pawła spotkałam pierwszy raz jako bardzo młodego kandydata na oazowicza. Miał gitarę, na której uczył się grać i dużo zapału; często uśmiechnięty, z opadającą na oczy grzywką i już wówczas - wielki gaduła. Nie sposób było go nie zauważyć - Paweł po prostu się udzielał, szybko się uczył i uparcie dążył do wyznaczonych przez siebie celów. Po roku został animatorem muzycznym. Najpierw pomagał ówczesnej animatorce - Grażynie, potem już grał sam. Bardzo szybko pojechał na swoje pierwsze rekolekcje i z Oazą związał się wówczas na trwałe. Paweł lubił stawiać na swoim, ale potrafił też słuchać. Grając chciał wiele piosenek nauczyć, dużo ćwiczył w domu, należał też do scholi oazowej, w której stanowił głos męski (czasem - jedyny). Oczywiście wszyscy znający go bliżej mogą sobie wyobrazić, że jeśli Paweł postanowił, iż grupa powinna nauczyć się danej pieśni - to z uśmiechem, ale i uporem uczył tak długo, aż nauczył najbardziej opornych... Jednocześnie trudno było mu odmówić śpiewania - chociaż zmuszał, to z uśmiechem - i to działało! Pamiętam go jako spędzającego większość czasu w kościele: dzielił go długo między ministrantów, oazę, scholę, diakonię modlitwy... Po spotkaniach zazwyczaj uczestniczył w miłym zwyczaju "odprowadzania się": zazwyczaj w większej (i dość hałaśliwej) grupie najpierw szedł odprowadzić wszystkich "z domków" na Pośpiecha, potem - szlak wiódł w stronę bloków... - o której zjawiał się w domu - nie wiem, bo zdarzało nam się dyskutować przed domem godzinę i dłużej. Ile razy moja mama wychodziła żeby nam zaproponować, że wyniesie krzesła... Paweł był też bardzo sumienny, jeśli chodzi o uczestnictwo w różnych spotkaniach, dniach wspólnoty, diakoniach. Zawsze obecny, zawsze aktywny - dla Pana Boga miał czas i traktował go priorytetowo. Może z tego wynikała też jego postawa często odbierana jako bezkompromisowa: prawda w jego ustach była prawdą, a kłamstwo nazywał - kłamstwem, nie lubił eufemizmów i był bardzo bezpośredni. Należy do osób, które mówią, jak jest i nawet, gdy się nie zgadzają, mają jasne, stabilne i trwałe poglądy. Na słowo Pawła można było też liczyć: jeśli mówi, że przyjdzie - był. Jeśli mówił, że zrobi - robił. Jako dobry i wierny przyjaciel, ktoś, z kim można było nie tylko pogadać, ale i porozmawiać - Paweł dla mnie osobiście stał się dowodem na przyjaźń, która zakorzeniona w Bogu potrafi przetrwać miesiące i lata rzadkich spotkań, niezależnie od odległości i różnicy stanów, w jakich żyjemy. Pan Bóg wiedział, kogo wybiera sobie na kapłana: przystojnego, łamiącego serce wszystkim młodym oazowiczkom animatora muzycznego, od młodości wytrwałego i charyzmatycznego lidera, prawdomównego i niepoprawnego politycznie - sługę na trudne czasy, wiarygodnego i świadczącego życiem, że są wartości, dla których warto poświęcać wszystko. Księże Pawle - wiem, że posługę kapłańską będziesz się starał spełniać śpiewająco, jak zawsze. Będziemy Ci towarzyszyć naszą modlitwą, pamięcią i serdecznością.

Anita - wraz z całą rodziną

PAWEŁ I JEGO KORKI

Był sumiennym uczniem, świetnym gitarzystą, od zawsze umysłem ścisłym. W szkole brylował wszędzie i we wszystkim: grał w siatkówkę, jeździł na nartach (wygrywał slalomy), świetnie sprawdzał się w lekkiej atletyce. Miał tylko jedną piętę achillesową – piłka nożna. Nigdy nie był i chyba nigdy już nie będzie drugim Bońkiem. Miał jednak jedną rzecz której wiele osób, między innymi i ja, mu zazdrościło. Były to korkotrampki prawie zawodowe, na owe czasy nie do dostania w sklepach obuwniczych. Pamiętam z jaką dumą biegał w nich po szkolnym boisku. Niewiele osób dziś może wyobrazić sobie Pawła w korkach na nogach i zabłoconym niebieskim dresie. Nigdy Pawła nie spytałem skąd je miał, ale wyglądał w nich jak zawodowiec. Znamy się już ponad 20 lat i tyle lat się przyjaźnimy, dlatego mam nadzieję że wybaczy mi, że podałem do publicznej wiadomości informację że niestety drugim Maradoną nie zostanie.

Marcin